środa, 1 czerwca 2011

41 godzin w pociagu...

Bangalore! Wreszcie! Usiedzenie w jednym miejscu przez 41 godzin z hakiem nie jest wcale takie proste... dobrze, ze potrafie spac zawsze i wszedzie, wiec co najmniej z 24 godz z tej calej podrozy przespalam ;)

Pociag, nie liczac tego, ze byl brudny, byl calkiem przyjemny - z klimatyzacja i z pietrowymi lozkami (tzn polkami szerokosci ok 50 cm). Przedzialow jako takich nie ma, tzn. sa ale nie ma w nich drzwi, wiec tak jakby nie bylo :) Jeden "przedzial" to 8 osob - od wejscia do wagonu po lewej dwa miejsca wzdloz korytarza (dwa lozka jedno nad drugim), a po prawej tak jak w polskich pociagach naprzeciw siebie 3 miescja i 3 miesjca (po 3 lozka nad soba). My na szczescie mielismy te miejsca wzdluz korytarza i jak sie odgrodzilismy zaslonka, to bylo prawie jak w przedziale 2 osobowym ;)

Na noc wdrapywalam sie na swoja gorna poleczke, zawijalam w spiworek (byly nawet koce, przescieradla i poduszki, ale jakiej czytaosci latwo sobie wyobrazic :)), przytulalam sie do plecaka z aparatem, wkladalam muzyczke w uszy.. i bylo znosnie :) Ostatnia noc minela bardzo szybko - polozylam sie ok 23 z nudow (w dzien jest straszliwie nudno...), a 12 godz pozniej obudzily mnie radosne okrzyki "Bangalore, Bangalore!" :) Radosc byla z powodu, ze na tablicy wyswietlilo sie, ze do Bangalore juz tylko 67km :) Wszyscy wstali, zaczeli sie pakowac, myc (w umywalne z watpliwej czystosci woda przy jeszcze bardziej watpliwej czystowsci kibelku)... i godzine pozniej w koncu dojechalismy!

W Bangalore na oko o jakies 10 stopni chlodniej (uuuuf nareszcie!) i o wiele bardziej zielono :)

Pierwsza misja to znalezienie europejskiego jedzenia (moze byc nawet McDonald's albo Pizza Hut!!), bo po 8 dniach jedzenia ryzu na sniadanie, obiad i kolacje, ryzu ktory jest tak ostry, ze ledwo da sie go przelkac, moj zoladek na sama mysl sie zaciska i odmawia wspolpracy... (tak przy okazji, jedzenie w pociagu jest ohydne!!)... pozastaja banany (ble.. ale chyba nic mi sie pozostaje jak je tymczsowo polubic :) lepsze banany niz wypalajacy przewod pokarmowy ryz ;)).

Acha, jeszcze ciekawostka: Indyjski pociag, gdy postanowi ruszyc ze stacji, to po prostu zaczyna wolniutko jechac. Nie ma zadnego gwizdka, ani nic w tym rodzaju. Ludzie patrza, ze odjezdza to wskakuja w biegu na schodki, albo jeszcze czekaja chwilke (bo jeszcze cos kupuja, etc) i potem gonia pociag i dopiero wskakuja ;)

O klasach pociagow i rezerwacji biletow bedzie innym razem, bo teraz jestem w kafejce (z tego tez powodu nie ma w tym poscie polskich znakow) i pora juz skonczyc... i isc szukac bananow ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz