środa, 15 czerwca 2011

Niespodzianka :)

Ku naszej wielkiej radości okazało się, że zamiast o 7.15 rano, pociąg z Mangalore do Madgoan (Goa) przyjechał na miejsce o 19.15 ;) Coś się komuś pomyliło w pierwotnych obliczeniach :) Tak więc jednak nie musieliśmy spędzić kolejnej nocy w podróży.

Wysiadamy z pociągu, a tu... wielki tropikalny deszcz. Chyba przyjechał z nami. Madgoan jest 45km od Calangute - miejsca, w które chcieliśmy dotrzeć. Mieliśmy w perspektywie rikszę na dworzec autobusowy, autobus do Panaji, a potem kolejny do Calangute (co teoretycznie powinno wg przewodnika zająć dwie godziny, czyli pewnie ze 4 w praktyce) lub taksówkę prosto do Calangute za 1000IRN (60zl). Biorąc pod uwagę późną porę i lejący deszcz, wybraliśmy opcję drugą. I całe szczęście, bo znalezienie sensownego noclegu okazało się nie takie proste...

Calangute to typowe miasteczko żyjące tylko i wyłącznie z turystów. Nastawione jest najwyraźniej na imprezowiczów, bo są tu same restauracje, bary i kluby i właściwie nic poza tym. Acha, są też niesamowite ceny - trzy razy wyższe niż na południu Indii. Ostatecznie, głownie dlatego, że po 24-godzinnej podróży nie mieliśmy już za bardzo siły chodzić z plecakami w deszczu, zdecydowaliśmy się na hostel za najwyższą stawkę, jaką do tej pory zapłaciliśmy za noc - 870IRN (ok 47zl) i nie jest to wcale jakieś niesamowite miejsce...

Jutro idziemy na oględziny miasteczka (damy mu szanse.. ostatecznie w nocy w deszczu nic nie widać :)) i na poszukiwanie fajniejszego lokum :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz