wtorek, 21 czerwca 2011

Bombaj

Mam nadzieję, że nie mogliście się doczekać nowej notki! ;) ....której nie było, bo w Bombaju jest tak fajnie, że nie miałam czasu!

Ostatnie dwa dni upłynęły nam na włóczeniu się po mieście w ciągu dnia i nocnych imprezach. Bombaj, w porównaniu do innych miast, które do tej pory odwiedziliśmy ma sporo ciekawych budynków i jest o wiele bardziej 'europejski' (co nie zmienia faktu, że tutaj także wszyscy się cieszą widząc moje białe nogi i próbują robić mi zdjęcia).

Największą atrakcją okolicy są Elephanta Caves, znajdujące się na wyspie, godzinę drogi statkiem od Bombaju. Jest to kilka jaskiń poświęconych Shiwie - hinduskiemu bogowi. W pierwszej - największej i stanowiącej główną atrakcję zarazem - zachowały się piękne rzeźby z około V wieku (zdania są podzielone). Statków jest mnóstwo, a na jaki się trafi to już inna historia... nasz np. miał siedzenia, które przy większych falach się przewracały, pasażerowie razem z nimi (w związku z czym mam kilka nowych siniaków, ale po miesiącu jeżdżenia lokalnymi środkami transportu, podskakującymi na wybojach to żadna nowość). Fale były takie, że momentami myślałam, że statek się przewróci... ale nie bałam się o siebie, tylko o aparat ;) Szczęśliwie dopłynęliśmy do celu, a tam, oprócz jaskiń było też pełno małp, które tym razem wcale miłe nie były. Widziałam jak jedna małpa-terrorystka skoczyła na panią, zabrała jej butelkę z wodą, wyszczerzyła zęby, odkręciła i sobie wypiła! Droga powrotna była trochę mniej ekscytująca... tzn. fale nadal były, ale tym razem trafił nam się statek z siedzeniami przytwierdzonymi do pokładu ;)


Wieczorami (i nocami ;)) razem z innymi Couchsurferami szukaliśmy atrakcji w Bombajskich klubach. Niestety, poniedziałek i wtorek nie są najlepszymi dniami na imprezy, w związku z czym znalezienie jakiegokolwiek miejsca otwartego po północy graniczyło z cudem... przemierzyliśmy miasto wzdłuż i wszerz... przenosiliśmy się w coraz to inne miejsca, które wszystkie miały być otwarte (wg taksówkarzy, a potem okazywało się, że jednak nie są)... i dobrze się bawiliśmy do 4 rano ;)

Dzisiaj opuszczamy Bombaj i kolejnym zapewne fantastycznym autobusem (tym razem z klimatyzacja) jedziemy do Udaipuru. 16 godzin... no cóż, przynajmniej będę miała czas na odespanie ostatnich 3 dni ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz