czwartek, 26 maja 2011

Słonie, małpy... i takie różne :)

Rano pożegnaliśmy się z Niteshem i jego rodziną - wszystkim było smutno, najmłodsza dziewczynka się rozpłakała.. mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.. (planujemy wrócić w okolice Jaipuru pod koniec naszej wyprawy).

Hotel w Centrum (prawie) Jaipuru okazał się całkiem przyjemny, na tyle, że zdecydowaliśmy, że zostaniemy tu dwa dni. Nie wiem czy naprawdę ten hotel jest fajny, czy może już się przyzwyczaiłam do wszechobecnego brudu ;) W każdym razie jest ogromny prysznic z chłodną wodą - to chyba wszystko czego nam trzeba w tym upale :)

Jaipur jako miasto jest całkiem przyjemny, nie licząc tłumów rikszarzy, którzy co 3 minuty się zatrzymują i usiłują nas przekonać, że nas podwiozą. Będąc pod ochroną indyjskiej rodziny przez ostatnie 2 dni zapomnieliśmy na chwilę jak to jest jak wszyscy cię zaczepiają... Zdecydowaliśmy, że 2km spacer z hotelu do centrum nam nie zaszkodzi (chociaż w 45 stopniach ciężko się spaceruje) i uparcie odmawialiśmy wszystkim kierowcom, którzy nas zaczepiali... Spacer zaowocował zdjęciami małp na dachu budynku (w środku miasta!) oraz zdjęciami wielbłądów, które udają konie i ciągają furmanki :) Jak już dotarliśmy gdzie chcieliśmy, czyli pod Pałac, to byliśmy tak zmęczeni, że wcale nam się nie chciało tego pałacu oglądać, szczególnie biorąc pod uwagę, że cena dla obcokrajowców była 5 razy wyższa niż dla miejscowych (300INR, czyli ok. 18zl - w sumie nie aż tak dużo, ale sam fakt dyskryminacji jest denerwujący - w Indiach niestety to popularna praktyka jeśli chodzi o ceny). Usiedliśmy pod drzewkiem poczytać przewodnik żeby zobaczyć czy w ogóle warto wchodzić do tego pałacu i tu nas dopadł kierowca rikszy, który powiedział, że pałac jest brzydki, ale za 60INR (3,5zl) może nam pokazać 3 inne miejsca, które też są fajne i nie trzeba płacić za wstęp... a kartą przetargową były SŁONIE :D Jak powiedział, że zawiezie nas do słoni, to od razu powiedziałam, że eeee tam pałac ;)

Nasz kierowca i przewodnik w jednym (Ali) okazał się bardzo miłym 24-latkiem, pokazał nam pałac na wodzie, potem zawiózł do słoni, znaczy takiej jakby stajni, gdzie słonie śpią i jedzą. Pierwszy raz w życiu widziałam słonia z bliska :D i nawet potrzymałam go za trąbę! :) Trzecim punktem programu była fabryka tkanin (gdzie nie da się ukryć nasz przewodnik zaprowadził nas po to, żebyśmy coś kupili, bo on wtedy otrzyma prowizję), mimo że wiedziała o co w tym wszystkim chodzi (bo sama prowadzałam turystów po takich miejscach w Turcji), to całkiem mi się w tej fabryce podobało i nawet kupiłam apaszkę (i kupiłabym więcej, bo niektóre rzeczy były naprawdę piękne, ale najpierw muszę się dowiedzieć ile kosztują paczki z Indii do Polski, bo na plecach wszystkiego nie uniosę :)). Po wyjściu ze sklepu myśleliśmy, że to już koniec, ale nasz przewodnik miał parę innych pomysłów, m.in. wizytę u guru (taka jakby męska wróżka), który podobno wszystko wie, ale jako, że siedzibę miał w sklepie z biżuterią, to śmiem wątpić :) Zaczął od pytania skąd jestem, to ja mu na to, że chyba powinien wiedzieć ;) I chyba mnie nie polubił, ale ja jego też nie, więc powiedziałam mu, że niegrzeczny jest po pierwsze, a po drugie głupoty gada i tak się skończyła wizyta ;) Po wróżce zachciało nam się pić, więc nasz przewodnik mówi, że "No problem, idziemy na piwo". (1. Muzułmanin - w Indiach są różne religie; 2. Kierowca - no problem, w Indiach to normalne). Zawiózł nas do knajpy jakiś znajomych, ale teraz już nie starał się na nas zarobić i ceny były normalne, a nawet trochę zniżki dostaliśmy. Pogadaliśmy sobie i było bardzo sympatycznie... i w końcu jak zdecydowaliśmy, że pora iść, to Ali zaprosił nas do siebie do domu (w Indiach to chyba normalne). Poznaliśmy całą rodzinę i wszystkich sąsiadów i nie wypuścili nas dopóki nie zjedliśmy kolacji! Na koniec zawiózł nas do hotelu i umówliliśmy się na jutro na zwiedzanie fortów :) Zapłaciliśmy mu z własnej woli 500INR (30zl), bo zdecydowanie na to zasłużył... właściwie to pewnie nawet na więcej - mi osobiście chyba nie chciałoby się prowadzać turystów po różnych atrakcjach przez pół dnia w upale nawet i za dwa razy tyle.
Na koniec jeszcze ciekawostka: Ali ma żonę, która ma tylko 19 lat i okazało się, że było to małżeństwo zaaranżowane - nawet się nie znali przed ślubem! W Indiach jest to podobno nadal na porządku dziennym, tzn. można się pobrać z miłości, ale jest to temat tabu i trzeba się mocno namęczyć, żeby przekonać nadal dość tradycyjne rodziny. Rodzice Nitesha pobrali się (znaczy raczej ktoś ich ożenił), jak tata miał 13 lat, a mama 11!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz