wtorek, 14 czerwca 2011

W krainie palm deszczowo...

Po poniedzialku pelnym wrazen na planie filmowym, wtorek przywital nas czarnymi chmurami i strugami deszczu. Do tej pory monsun wydawal sie niestraszny - popadalo od czasu do czasu, ale nie byly to jakies straszne ulewy. Tym razem jednak, jak lunelo, to padalo non stop przez kilkanascie godzin. Fort Cochin w deszczu i z dala od kamer i swiatel nie ma zbyt wiele do zaoferowania, w zwiazku z czym postanowilismy, ze pora udac sie dalej.

Kupienie biletu na pociag w ostatniej chwili graniczy z cudem (najblizsze wolne bilety byly na za 3 dni), wiec postanowilismy pojechac autobusem. Udalo nam sie zarezerwowac przez internet ostanie wolne miejsca (z biletami na autobusy dlugodystansowe tez sa problemy) i o 20.30 wyruszylismy w droge do Mangalore. W Mangalore wlasciwie nie ma nic, ale jest to miasto lezace po drodze do Goa i jest dosc dobrym wezlem komunikacyjnym. O 6 rano, po przybyciu na miejsce (i calej nieprzespanej nocy, bo albo chrapacze, albo droga dziurawa i autobus podskakuje tak, ze spada czlowiek z siedzenia) znowu zastal nas deszcz, wiec od razu pojechalismy na dworzec kolejowy w poszukiwaniu biletow na najblizszy pociag do jakiegokolwiek miasta w stanie Goa. Udalo sie :) Po 1.5 godzinnym staniu w kolejce D. zdobyl bilety i za trzy godziny wyruszamy w dalsza droge. Znow przed nami caly dzien i cala noc w podrozy... ale czego sie nie robi, zeby dotrzec do - jeszcze piekniejszej - krainy palm, niebieskiej wody i zlotego piasku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz