czwartek, 9 czerwca 2011

Krainy palm ciąg dalszy: Varkala

Pół dnia upłynęło nam na bliskich interakcjach z tubylcami, tzn. jeździe troszke bardziej zatłoczonymi niż wczoraj autobusami. Okazało się, że dostanie się do Varkali, mimo że to tylko 30km od Kovalam wcale nie jest takie proste. Autobus bezpośredni jest jeden dziennie (podobno, możliwe, że niewidoczny), tak więc postanowiliśmy pojechać do Trivandrum, a stamtąd do Varkali. Wszyscy zapytani zgodnie twierdzili, że tak będzie najlepiej i że wszystko odbędzie się bez problemu... ostatecznie po trzech przesiadkach i 3 godziny później w końcu dotarliśmy!

Podczas tej niezwykle fascynującej przejażdżki poczyniłam kilka obserwacji. Po pierwsze, miejscowej ludności koncept stania w kolejce jest raczej nie znany - pchają się jak mogą, nie ważne czy to do informacji, czy do autobusu... Tego, że łatwiej będzie im wsiąść do pojazdu jak najpierw wypuszczą wysiadających też jeszcze nie odkryli - jak tylko autobus podjeżdża na przystanek od razu wszyscy się pchają do drzwi! W środku też nie odsuną się żeby przepuścić biednych turystów z wielkimi plecakami, tylko stoją jak święte krowy (teraz przynajmniej wiem co to znaczy ;)) na środku. Miałam ciekawą przygodę ze starszą panią, która dosiadła się do mnie (wedle swojej własnej logiki zajmowania miejsc), powiedziała "hello", a następnie chciała ze mną porozmawiać w lokalnym języku. Rozmowa nie bardzo nam szła, więc włożyłam słuchawki w uszy i zajęłam się sobą, na co pani też wyjęła telefon, najpierw sobie poklikała (bo ja też klikałam w swój ;)), a potem też wyjęła słuchawki! :) Na koniec przygniotła mnie torbą, przykleiła się do mnie swoim klejącym się łokciem i poszła spać ;)

Autobus wyrzucił nas 2km od plaży, a my, nieświadomi, że to aż tak daleko (jak się ma plecak na przypieczonych słońcem ramionach nawet 50m to daleko), zaczęliśmy dreptać we wskazanym kierunku. Oczywiście wszystkie przejeżdżające riksze i taksówki chciały nas podwieźć, ale uparliśmy się, że nic z tego, nie damy się naciągnąć (najbardziej wykorzystują turystów, którzy dopiero przyjechali do danej miejscowości i nie są zorientowani). W końcu doszliśmy na ta plażę, ledwo żywi i okazało sie, że wcale nie biegło za nami 50 osób oferując nam pokoje. Sami musieliśmy sobie poszukać. Większość miejsc jest zamknęta, bo nie sezon... Po fajnym i tanim pokoju w Kovalam spodziewaliśmy się czegoś podobnego tutaj, a tu niestety... ceny o połowę wyższe i nie ma za bardzo w czym wybierać. Zaciągneli nas do jakiegoś pokoju, twierdząc, że taaaak oczywiście, jest inetrnet, a jak włączyliśmy komputer to się okazało, że nie ma. Widok na morze też nie było, a jak zrobiłam bunt to powiedzieli, że mogą dać pokój z widokiem na morze, ale za 800INR (48zl). Trochę nieporównywalne do Kovalam, więc powiedziałam, że w takim razie to ja się wyprowadzam, D. nie miał za bardzo wyjścia... ;) i poszliśmy gdzie indziej. Ostatecznie stanęło na pokoju za 400INR (32zl), gdzie internet miał być, ale po pewnym czasie okazało się, że nie ma.. BO NIE SEZON! Zgodziliśmy się, bo już nie mieliśmy siły nosić tych ciężkich plecaków... internet zawsze się gdzieś znajdzie :)

Varkala, mimo że nie przywitała nas zbyt przyjaźnie, ma piękną plażę, z białym piaskiem i niebieską wodą :) Są palmy i klify... i nawet kilku białych turystów (którzy w tej chwili wszyscy siedzą z laptopami w tej samej knajpie co ja :)). Zaskakująco dużo jest samotnie podróżujących kobiet - ciekawe czego szukają same w Indiach :) Restauracji otwartych jest może z 5 i w większości połowy rzeczy, które są w menu tak naprawdę nie ma... bo nie sezon! Tak więc nie zjadłam sobie lasagni, ale za to przyszedł do mnie piesek ;)

..................
Jak już miałam opublikować tą notkę, okazało się, że nie sezon i internet się skończył... Wszyscy biali turyści spakowali laptopy i zniknęli, tak więc i my wybraliśmy się w drogę powrotną do hotelu przez baaardzo ciemne zakątki (po co zapalać latarnie jak nie sezon ;)). Straszno troszkę było, ale za to na niebie było widać miliony gwiazd... a poza tym odkrylismy, że w nocy na plaży biegają kraby wielkości pięści! Ganiałam je z aparatem, ale niestety, mimo że na boki, to strasznie szybko biegają :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz