wtorek, 28 czerwca 2011

Jaipur po raz drugi

Podróż z Jodhpuru do Jaipuru tym razem odbyła się bezboleśnie. Pociąg na czas, klimatyzowany, czysty... 6 godzin minęło błyskawicznie. W Jaipurze bylismy już na samym początku naszej wycieczki, ale udalismy się tu po raz drugi w celu odwiedzenia naszych przyjaciół ze Shresthy :) Wymyśliliśmy, że fajnie byłoby kupić im jakieś drobne prezenty, więc nasza pierwszą misją było znalezienie sklepu z zabawkami i z kartkami okolicznościowymi (Nitesh miał wczoraj urodziny).

Zostawilismy plecaki w przechowalni bagażu na dworcu kolejowym i wybralismy się na poszukiwania. Sklep z zabawkami znaleźliśmy całkiem przypadkiem i było w nim całe mnóstwo różnych fajnych rzeczy (zaskoczona byłam zaopatrzeniem). Turyści raczej tego miejsca zbyt często nie odwiedzają, więc cała obsługa w ilości mniej więcej 10 panów, którzy akurat siedzieli na środku sklepu w kółeczku i jedli obiad, była wniebowzięta. Od razu zaproponowali nam herbatkę i cierpliwie pokazywali wszystko, co chcieliśmy. Najlepsze było to, że w sklepie były ceny. Normalne, cywilizowane, nie dla turystów :) Ostatecznie kupiliśmy dziewczynkom Nitesha kolorowanki, komplet kredek i po parę spinek do włosów. Przy okazji wypatrzylismy gumki do ścierania w kształcie Kubisia Puchatka, Prosiaczka, itd. i wykupiliśmy ich cały asortyment - 40 szt, żeby rozdać dzieciakom ze Shresthy :) Znalezienie kartki urodzinowej było trudniejsze, bo kartki nie są zbyt popularne w Indiach (powiedziano nam, że teraz to wszyscy mailem sobie życzenia składają, ot jaki cywilizowany kraj ;)), jednak ostatecznie się udało. Jako, że nie wiedzielismy co kupić oprócz kartki, postanowilismy włożyć w nią 1000INR (60zl) jako dotację na dzieciaki. Ostatnim punktem programu było znalezienie papieru do zapakowania kolorowanek i to też było dość dużym wyzwaniem, bo w Indiach nie ma supermarketów, w których jest wszystko, ale za to jak już znaleźliśmy miejsce, w którym był papier, to pan nam nawet sam osobiście nasze prezenty zapakował :)

Zanim wzięliśmy rikszę do domu Nitesha (Nitesh mieszka 15km za miastem), odwiedziliśmy jeszcze Vinayak Guest House - hostel, w którym spędziliśmy kilka nocy, gdy miesiąc temu byliśmy w Jaipurze. Jest to jeden z najlepszych hosteli, w jakich mieliśmy okazję nocować w całych Indiach, prowadzony przez bardzo sympatyczną rodzinkę, więc chcieliśmy opowiedzieć im swoje wrażenia po miesiącu wędrówki. Przyjęli nas bardzo ciepło, oczywiście pamiętali, zrobili herbatkę... pogadaliśmy, wymieniliśmy się mailami... może kiedyś wrócimy :)

Znalezienie rikszarza, który nie chciałby wyciągnąć od nas zbyt dużo pieniędzy jak zwykle zajęło nam trochę czasu, ale jako, że teraz mamy już wprawę, to wszystko odbyło się na naszych warunkach. Po odebraniu odebraniu plecaków i wyjściu z dworca oczywście obstąpiła nas chmara kierowców; powiedziałam, gdzie chcemy jechać i za ile (250INR - 15zl, bo takie są mniej więcej realne stawki za 15km), to oni oczywiście na to, że to za daleko na rikszę i że taksówką trzeba (za ponad 2 razy tyle ile mieliśmy zamiar zapłacić), to ja na to, że "acha, to na razie, na pewno za 2 minuty znajdzie się ktoś chętny za rogiem", odeszliśmy jakieś 10 metrów i już kilku zaczęło za nami biec i krzyczeć, że "no dobra!" - tak się w Indiach robi interesy ;) Teraz już nie łatwo mnie naciągnąć, nie mniej jednak, zawieranie jakichkolwiek transakcji w Europie jest o wiele szybsze i łatwiejsze :)

Po wyściskaniu się, rozdaniu prezentów i naszych podróżniczych opowieściach zostalismy nakarmieni pysznym domowym tym razem nie ryżem :) Ciekawe, że czuję się prawie jak u siebie - po miesiącu ciągłego zmieniania otoczenia miło jest zobaczyć coś znajomego i porozmawiać z ludźmi, którzy są zdecydowanie zadowoleni, że nas widzą... Jutro odwiedziny u dzieciaków ze Shresthy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz