niedziela, 5 czerwca 2011

Autobusem do Trivandrum

Ostatni dzień w Bangalore minął nam bardzo szybko. Wstaliśmy dość późno, z racji tego, że poprzedniej nocy do 4 rano oglądaliśmy z Rezą na wzajem swoje (fantastyczne) zdjęcia ;) Reza też się zajmuje fotografią i wie o wiele więcej ode mnie (co zainspirowało mnie do nowyh eksperymentów i poszukiwań). Potem trochę powłóczyliśmy się bez celu po uliczych marketach (tyle fajnych rzeczy jest do kupienia, że chyba będę musiała wysłać paczkę!), zrobiliśmy zapasy na drogę i pora była się pakować.

Autobus do Trivandrum mieliśmy o 21.00 i mimo że daliśmy sobie godzinę (chociaż google maps mówi, że 21 minut wystarczy), na miejsce zbiórki, z powodu zakorkowania całego miasta, dotarliśmy dokładnie w momencie, gdy autobus już ruszał! Pomachaliśmy mu, popodskakiwaliśmy i nas zabrał ;) Ufff... a w środku taka cywilizacja jakiej polskie autobusy w większości nie widziały! Klimatyzacja, siedzenia rozkładane prawie do pozycji leżącej, kocyki... i gniazdko gdzie można sobie podłączyć laptopa :) Firma nazywa się KPN, bilet kosztule 1100INR/os. (66zl), 13 godzin jazdy z Bangalore do Trivandrum (13 wg tego, co mówią na stronie, a tak naprawdę wyszło chyba ze 14). Tak czy inaczej, zdecydowanie przyjemniej niż w pociągu :) Nie licząc ludzi chrapiących wokół (po dwóch tygodniach w plecaku jest taki "porządek", że zatyczki do uszy cieżko znaleźć...).

Całą noc spędziłam ze słuchawkami w uszach żeby zagłuszyć chrapaczy, więc średnio się wyspałam, ale za to jak rano otworzyłam oczy, to przywitał mnie niesamowity widok - mnóstwo palm, plantacje bananów, pagórki na horyzoncie i małe chatki ze słomianymi dachami! Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tylu palm! :) Kolejny region Indii.. i kolejny "inny" świat :) Niestety w tym świecie znów jest straszny upał, a do tego wilgotność taka, że cały czas czuję się jak w wannie!

Ted (Couchsurfer, u którego się zatrzymaliśmy) odebrał nas z przystanku, nakarmił, potem była mała drzemka (bo w takim upale w dzień nic nie da się robić), a wieczorem zabrał nas na plażę i do Trivandrum. Obejrzeliśmy zachód słońca, popodziwialiśmy ogrooomne fale (z powodu monsunu, który już się tu zaczął, woda raczej średnio nadawała się do pływania)... a potem pozwiedzaliśmy samochodem centrum Trivandrum. Miasteczko samo w sobie całkiem przyjemne - taka miniaturka Bangalore, jest w nim wszystko, ale jest zdecydowanie mniejsze, ale na dłuższą metę nie ma tutaj co robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz