czwartek, 9 czerwca 2011

Słońce, niebieska woda, palmy... i ratuuunku piecze!

Rano przenieśliśmy się do innego hotelu, który jest zdecydowanie sympatyczniejszy i ma wi-fi. Co ciekawe, należy on do tego samego właściciela, co ten, w którym spaliśmy poprzedniej nocy. Dlaczego nie powiedzieli nam, że jak chcemy przy samej plaży i z internetem to tutaj, pozostaje zagadką...

Dzień upłynął mi na leżeniu w wodzie i taplaniu się w błotku ;) Tak jak kiedyś, jak byliśmy mali :) Niestety okazało się, że indyjskie słońce jest dużo bardziej podstępne niż nasze i mimo że niby za chmurką i nie gorąco, i wcale nie czuć, że pali, to teraz piecze mnie wszystko oprócz twarzy i ramion (bo tam akurat się posmarowałam kremem, myśląc, że jak gdzieś się przypali, to właśnie tam). Chyba będę spała na stojąco pod prysznicem :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz