czwartek, 14 lipca 2011

Ostatni przystanek: Delhi

Pociąg z Khajuraho do Delhi był dopiero o 18.15, więc mieliśmy cały dzień na zobaczenie tego, czego jeszcze nie zobaczyliśmy w Khajuraho. Upał był niesamowity, ale postanowiliśmy, że jeszcze jakoś wytrzymamy i wybraliśmy się na wycieczkę rikszą do wschodnich i południowych świątyń. Szczerze mówiąc, po obejrzeniu głównej atrakcji miasteczka - kompleksu świątyń zachodnich - wyżej wymienione nie robią zbyt dużego wrażenia, ale i tak zawsze przyjemniej coś nowego zobaczyć niż desperacko czekać na pociąg w hotelu ;).

Pociąg był cywilizowany, tzn. czysty i prawie pusty, więc noc minęła nam w miarę szybko. Do Delhi mieliśmy dotrzeć o 5.30, ale znów byliśmy na miejscu dwie godziny później, z czego nawet byłam zadowolona, bo mogłam trochę dłużej pospać ;) Budżet pozwolił nam na koniec na trochę lepszy hotel niż zwykle, w związku z czym przyzwyczajamy się do cywilizacji w klimatyzowanym pokoju z wi-fi, śniadaniem i kolacją w cenie :)

Delhi po dwóch miesiącach pobytu w Indiach robi całkiem inne wrażenie niż na samym początku. Chyba nawet mi się tu podoba :) Jest czysto (no chyba, że mój czujnik wyznaczający standardy czystości się popsuł... w domu będę jadła z podłogi! ;)), zielono, ruch uliczny wcale nie jest taki dziki i nawet bez większych problemów udaje nam się przejść przez ulicę. Gdy dwa miesiące temu wylądowaliśmy w Delhi baliśmy się trochę tego, co przed nami... o Indiach mieliśmy pojęcie takie, jak przeciętny europejczyk (tzn. bardzo błędne) i byliśmy onieśmieleni tłumami chcącymi nam coś sprzedać, podwieźć, itp. Dziś pewnie idę przed siebie, wchodzę do sklepów, jeśli mam ochotę, targuję się, jeśli mi się coś podoba... W Indiach trzeba być pewnym siebie i nie dać sobie "w kaszę dmuchać". Jeśli ty się nie wepchasz, ktoś inny wepcha się przed ciebie... Jeśli nie wymusisz pierwszeństwa, nigdy nie przejdziesz przez ulicę :) W sklepach najlepiej mieć w głowie z góry ustaloną cenę jaką jesteśmy za daną rzecz gotowi zapłacić (moje kalkulacje zwykle opierały się na polskich cenach minus średnio 50%) i upierać się przy swoim... W większości wypadków stawało na moim, chyba, że cena, którą byłam gotowa zapłacić była faktycznie za niska, wtedy sprzedawca nie dawał się przekonać i transakcja zazwyczaj nie dochodziła do skutku...

To już koniec naszej wyprawy... :( Jutro w nocy mamy lot powrotny. Z jednej strony chce mi się do domu, do czystego łóżka i czystej łazienki... Z drugiej... wiele bym dała, żeby móc tu zostać jeszcze troszkę dłużej. Mimo że nie wszystko w 100% mi się w Indiach podobało, była to zdecydowanie wycieczka warta każdego grosza, każdej nieprzespanej nocy i każdego siniaka ;) Jest to kraj tysiąca sprzeczności, wzbudzający tyle emocji i dostarczający tyle wrażeń, że nie wiem jak uda mi się powrót do szarej, mało ekscytującej rzeczywistości...

Wyprawa dobiegła końca, ale jeszcze kilka postów na moim blogu się pojawi. Będzie podsumowanie wycieczki, trasa, spostrzeżenia i informacje praktyczne, więc nie przestawajcie mnie odwiedzać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz