niedziela, 29 maja 2011

W drodze do Agry...

Kierowca biura AMAN Tours, które sprzedało nam poprzedniego dnia wycieczkę do Agry zjawił się punktualnie o 9.00. Jakiś nierozmowny był, w przeciwieństwie do całej reszty społeczeństwa tutaj, ale może to i lepiej, bo spać nam się chciało... W połowie drogi zatrzymał się i powiedział, że przerwa na kawę itp. Oczywiście było to miejsce, w którym przy okazji był sklep, z którego pan dostaje prowizje. Za herbatę i colę zapłaciliśmy 200 INR (12zl, co nawet jak na Polskę byłoby lekką przesadą), a potem byłam zmuszona kupić sobie chustę, bo coś podejrzewałam, że bardzo mi się przyda (wytargowałam fajną szmatkę za 400INR = 24zl, to już nie tak źle :)).

Po kolejnych kilkudziesięciu minutach jazdy (z Jaipuru do Agry jest ponad 200km) pan znowu się zatrzymał i powiedział, że teraz możemy sobie zwiedzić rezerwat ptaków (brzmiało bardziej jak "musimy" niż "możemy"). Tak więc, pierwsze ostrzeżenie - trzymajcie się z daleka od Keoladeo National Park, a przynajmniej w sezonie letnim (wszyscy naciągacze zgodnie twierdzili, że w sezonie zimowym jest o wiele lepiej), bo nic tam nie ma, parę ptaków na krzyż (i to wcale nie jakiś specjalnich - żurawie i bociany m.in.) i trochę zwierząt, w większości małpy i bawoły, no i może z 3 antylopy. Wsadzili nas na rikszę-rowerek, tzn pan na rowerze ciągnął nas na czymś w rodzaju przyczepki... i biedny przez 2,5 godz w 50 stopniach woził nas po wyschniętym stepie, na którym było parę także wyschniętych drzew i ze dwa wysychające bajorka, i mówił nam, że zimą to tu są takie różne fajne ptaki. Na moje narzekania, że dlaczego teraz ich tu nie ma, pan mówił, że no uuuch nie ma, ale on biedny pieniądze zarabiać musi! I że dziś jego szczęśliwy dzień, bo zawsze rano jest losowanie i nie wszystkim pozwalają tu przyjechać (jest chyba jakiś związek rikszarzy, czy coś podobnego). W końcu powiedziałam, że dość mam tego jeżdżenia po słońcu i żeby wracał.. i wrócił.. i potem się dziwił czemu mu tak mało zapłaciliśmy (210 INR = 13zl, tak jak było w cenniku), a kierowca z AMAN Tours też był zdziwiony, że mi się nie podobało! Acha, warto dodać, że bilet wstępu do tego "rezerwatu" kosztuje 400 INR (24zl) od osoby!

Po tej średnio przyjemnej przygodzie, spytałam naszego kierowcę, czy jeszcze ma zamiar zawieść nas w jakieś miejsca, w których niekoniecznie będzie się nam podobało, to powiedział, że tylko Fatephur Sikri, czyli fort niedaleko Agry (to akurat chcieliśmy zobaczyć). Fort jak fort, bilet wstępu znowu 300INR/os, więc pochodziliśmy wokół, porobiliśmy zdjęcia, weszliśmy do meczetu, który był za darmo i wróciliśmy. A po drodze musieliśmy się oczywiście oganiać od handlarzy i dzieciaków, chcących nam coś sprzedać, a w tym miejscu byli wyjątkowo denerwujący (podejrzewam, że jutro jak będziemy zwiedzać Taj Mahal nie będzie lepiej).

Po forcie powiedzialiśmy, że mamy dość i że niech zawiezie nas już do hotelu (Pyrenees Home Stay - Agra). Całkiem przyjemny, nie licząc łazienki. Za to jedzenie bardzo dobre i tanie :)

Jutro o 6.00 rano Taj Mahal o wschodzie słońca... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz