wtorek, 24 maja 2011

A dziecko kupisz tylko za 3zl..!

Wstajemy wcześnie, bo trzeba zwiedzać, zwiedzać, zwiedzaaaaać! :) Pan z recepcji częstuje nas wątpliwego pochodzenia herbatą (tzn. mlekiem, w którym gotowała się torebka herbaty z baaardzo dużo cukru) i mówi, że może nas na śniadanie zaprowadzić, ale na razie się boimy i mówimy, że nie jesteśmy głodni. Wszyscy są bardzo uczynni... zawożą nas do informacji turystycznej, a przynajmniej tak twierdzą, że jest to informacja. Wchodzimy, pan zadowolony, welcome to India, usiądźcie sobie... i znowu herbatę każe pić, ale ten już najwyraźniej został uświadomiony, że nie wszyscy lubią mleko z cukrem i pyta jaka ma być. Zaczyna się od "Skąd jesteście?" itp., a potem oczywiście okazuje się, że ta informacja to przy okazji lokalne biuro turystyczne i chcą nam wcisnąć zorganizowaną wycieczkę z hotelami i transportem. Mówimy (tzn. głównie ja waleczna ;)), że raczej niekoniecznie jesteśmy zainteresowani... to pan na to, że dorzuci wycieczkę po Delhi jednodniową gratis. To ja mówię, że jak już coś to właśnie na wycieczkę po Delhi możemy się wybrać, to on, że 700IRN/2os. czyli po ok. 21zl/os, więc nienajgorzej. Wycieczka wygląda tak, że pan z biura krzyczy do jakiegoś innego pana z samochodzem i mówi, że to nasz kierowca i że nas wszędzie zawiezie i wszystko nam pokaże. Wsiadamy do rozpadającego się samochodu i jedziemy. Nasz przewodnik zajeżdża pod jakąś świątynię i mówi "Laxmi Narayen Temple, idzcie robić zdjęcia, a ja tu poczekam". No to poszliśmy... a tu niespodzianka fotograficzna dla mnie! Podchodzi do mnie kilka kobiet i chce ze mną zdjęcie :) No to stajemy, one robią swoim aparatem, my swoim i wszyscy są zadowoleni, że mają zdjęcie z kimś egzotycznym :) Sesja zakończona, wracamy do samochodu i pan zawozi nas dalej. W każdym miejscu ta sama historia: "Idzcie, ja poczekam"... i wszędzie chcą z nami zdjęcia! A żeby było jeszcze ciekawiej często rodzice wypychają do zdjęć swoje dzieci, po czym wystarczy im, że zobaczą na wyświetlaczu rezultat i już są zadowoleni - nie chcą maila, ani nie proszą, żeby im te zdjęcia wysłać. Tak więc problam fotografowania lokalnej ludności rozwiązał się sam - już nie będę musiała się ukrywać, bo sami się pchają przed obiektyw :)

Wycieczka trwała ok 5-6 godz (w Indiach leniwo płynie czas i przestaje się go liczyć :)), z czego większość zajął slalom pomiędzy autobusami, samochodami, motorami, rikszami, skuterami, krowami, psami, pieszymi... i jeszcze może paru uczestników ruchu by się znalazło. W porze obiadowej zdecydowaliśmy się zaryzykować coś zjeść, więc na nasze własne życzenie pan nas zawiózł do knajpy, która chyba była najdroższą w całych Indiach (ponad 1300 INR, czyli ok. 80zl), bo nie dość, że wyglądało na to, że ceny dla turystów były inne niż te dla miejscowych, to jeszcze pewnie nasz kierowca dostał prowizję za przywiezienie nas właśnie w to konkretne miejsce. W każdym razie zjedliśmy i jeszcze żyjemy :)

Po wycieczce zostaliśmy odwiezieni z powrotem do agencji turystycznej i kolejne pół godziny zajęło nam przekonanie ich, że żadnych więcej wycieczek od nich nie chcemy. To oni na to, że w takim razie będziemy mieli problemy, bo pociągi w Indiach to trzeba rezerwować 2-4 tyg. wcześniej i już nie ma biletów. Co do tych biletów to już kiedyś ktoś mnie ostrzegał, że ciężko jest zarezerwować bilet na np. następny dzień, ale uparłam się i twardo powiedziałam, że na pewno sobie poradzimy. Zmieniliśmy trochę początkowy plan, tzn. nie zostaniemy w Delhi aż do czwartku, bo zdecydowanie nie ma tu co robić i jest za dużo hałasu, brudu, kurzu, itd. Hotel mówi, że nie ma problemu, możemy pojechać sobie już jutro. Tak więc najnowszy pomysł jest taki, że jedziemy jutro do Jaipuru pomóc organizacji charytatywnej (której nazwy w tej chwili nie pamiętam) w przeprowadzeniu badań wzroku dzieci ze slamsów. Przynajmniej zrobimy coś pożytecznego, a co :)

Wracając do biletów, sprawdziliśmy w internecie i okazało się, że oczywiście, że są! Oszuści. Niestety system rezerwacji z jakiegoś powodu nie chciał przyjąć naszych kart, więc musieliśmy udać się do miejsca, w którym ktoś zrobi to za nas. Para Amerykanów, którą dziś spotkaliśmy poleciła nam pewne miejsce, w którym rezerwują bilety bez żadnego naciągania, ściemniania, itd (a prowizja tylko 50INR, czyli ok 3zl). Hotel chyba jest w zmowie z naciągaczami, bo jak spytaliśmy o w/w miejsce, to powiedzieli, że to tylko dla miejscowych. No coż, poszliśmy sprawdzić, udało się :) Jutro Jaipur!

Wieczorem wybraliśmy się na wycieczkę po okolicy w poszukiwaniu tabletek na rewolucje żołądkowe (tak na wszelki wypadek) i po spray na komary (chociaż jeszcze ani jednego nie widziałam). Zaraz po wyjściu z hotelu przywitała mnie brudna, koścista krowa, która chyba myślała, że mam coś do jedzenia ;) Potem trzeba było przedrzeć się przez tłum ludzi, samochodów, skuterów.. niestety stając się uczestnikiem ruchu także, co łatwe tu nie jest! Zanim znaleźliśmy aptekę, spotkaliśmy jeszcze trochę krów, itp. a także panią, która usilnie chciała mi sprzedać swoje malutkie dziecko za 50INR (3zl)!!! Myślałam, że się nie możemy dogadać, ale nie, naprawdę chciała sprzedać dziecko - pokazała mi jakie malutkie ma rączki i jakie fajne i chciała mi je wcisnąć na ręce! Fajne, uratowałabym, ale chyba na granicy by się nie ucieszyli ;) Małego brązowego bobaska sobie nie kupiłam, ale dałam się na mówić na indyjski tatuaż z henny na dłoni (tak, zniknie :)) A poza tym odważnie, jak już przyzwyczailiśmy się do krów i smrodu, postanowiliśmy udać się do lokalnej knajpy na kolację, gdzie zapłaciliśmy tylko 160INR (9zl) tym razem.. i też jeszcze żyjemy :)

To chyba tyle wrażeń z pierwszego dnia :)


PS. Gdyby jakbyś podróżnik wybierający się do Indii czytał mojego bloga, to oto parę wskazówek:
- omijać szerokim łukiem: Incredible India/Bridge the world Tour & Travels Delhi i wszystkich innych naciągaczy tego typu
- miejsce w Delhi, gdzie można bez problemu zarezerwować bilety, o którym pisałam to:
Hi-Speed Travels, Hi Speed Internet Cafe, 24hrs,
4758, 1st floor, Main Bazar, Pahar Ganj, New Delhi-55 (wejscie ma pod takim mrugającym neonem na głównym deptaku, po prawej stronie idąc w stronę dworca) (I nawet nie płacą mi żadnej prowizji za reklamę! ;)).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz